Jak język woke radykalizuje skrajnie lewicowych aktywistów – James Linsday u Joe Rogana

1 month ago
66

Mamy do czynienia z tym dziwnym językowym fenomenem czasami nazywaną desensytyzacją [odwrażliwianiem] czy sterylizacją języka. To właśnie ma miejsce, zanikanie znaczeniowej funkcji języka, kiedy nikt już nie wie, co dane słowo oznacza oprócz osoby je propagującej.
Przykładowo, czy wspierasz "Black Lives Matter"? Oczywiście, to podchwytliwe pytanie. Który "Black Lives Matter"? Jest co najmniej 5 jego odłamów. Popieram jeden z nich i pozostałe 4 uważam za świrów. Fraza "black lives matter", z małych liter, stwierdza oczywistość. Życie czarnoskórych osób nie jest w niczym gorsze. Nikt nie powinien zmuszać cię do deklarowania oczywistości. O co tu chodzi? To jest swego rodzaju sygnał [wezwanie].
"Słuchajcie, jako osoby czarnoskóre mamy różne od was doświadczenie istnienia w tym społeczeństwie i jest ono negatywne. Chcemy, byście wysłuchali nasz głos. Chcemy, by nami się zainteresowano i byśmy razem coś z tym zrobili".
Kto by się nie podpisał pod tym? Myślę, że każdy na świecie taki ruch by popierał. Ale niestety mamy oficjalny ruch pod tym szyldem. Ich witryna internetowa jest pełna dosłownie neomarksistowskich rzeczy, z domieszką queer i feminizmu czy co tam jeszcze. Mówię serio, to wszystko można znaleźć w zakładce "O nas" na ich stronie. To trochę dużo, nie wiem, czy jestem gotów to popierać. W materiałach szkoleniowych otwarcie przyznają, że są szkolonymi marksistami. Tym właśnie są, zawodowymi aktywistami. Wcale nie musisz akceptować tych [wszystkich] rzeczy, jeśli co do zasady z frazą się zgadzasz. Istnieje też odłam, gdzie osoby białoskóre... ruch "Black Lives Matter" w ramach którego osoby białe myją czarnoskórym stopy, wydzwaniają do nich niespodziewanie z przeprosinami. To jest coś strasznego.

Loading comments...